Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

reklama
Z życia wzięte: Volvo V40 z zaświatów
kalendarz 04/12 2014

Z życia wzięte: Volvo V40 z zaświatów

Volvo

Po ludziach można spodziewać się wszystkiego, ale niektórzy są zdolni do czegoś jeszcze więcej. Idealnym dowodem jest historia z Łodzi – „zadbany” wrak został sprzedany przez… nieboszczyka. Czy podczas sprawdzania auta kupujący coś pominął?

Do firmy Autotesto zwrócił się Pan Dariusz, który ma problem ze swoim samochodem. Kupił go w czerwcu, czyli całkiem niedawno. Dlaczego Pan Dariusz jest niezadowolony? Ponieważ został oszukany. Specjaliści przyjrzeli się więc bliżej temu przypadkowi. Na pierwszy rzut oka sprawa wygląda podobnie do innych – zatajona wada, która dała później o sobie znać. Jednak po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że oszustwo było wyjątkowo perfidne, dlatego postanowiliśmy je nagłośnić. Auto tak naprawdę było wrakiem przygotowanym do sprzedaży, które cudem jeździło. A jakby tego było mało – jego właściciel był spoza tego świata... A co tutaj chodzi?

Poszukiwania wygodnego auta

Pan Dariusz postanowił kupić sobie samochód. Jaki? Wygodny, pojemny i w rozsądnej cenie. Wybór padł na Volvo V40. Na rynku propozycji było sporo i ostatecznie znalazł się srebrzysty egzemplarz z 2001 r. Pod maską miał benzynowy silnik o poj. 1.8 i mocy 122 KM, kosztował dokładnie 6 500 zł – to wszystko brzmiało naprawdę kusząco. Alufelgi, całkiem niezłe wyposażenie i przyzwoity stan według zdjęć – warto go zobaczyć.

Samochód sprzedawała osoba prywatna, nie komis. Auto służyło jej na co dzień, więc można było się spodziewać, że utrzymywała go we względnie dobrej kondycji technicznej. Volvo miało swoje lata, więc cudów i tak nie było sensu się spodziewać. Sprawdzenie auta przed zakupem wypadło całkiem nieźle. Sprzedający wspomniał o tym, że w zawieszeniu czasami coś stuka, a pasek rozrządu został wymieniony. Tak swoją drogą – czy to nie dziwne, że praktycznie każdy samochód wystawiony na sprzedaż jest po niedawnym serwisie rozrządu? Tak czy inaczej auto prezentowało się przyzwoicie, a sprzedawca był pierwszym właścicielem w Polsce. Jeździł tym autem od 2011 r., bo właśnie wtedy zostało sprowadzone z Holandii.

Na koniec przyszedł jeszcze czas na jazdę próbną. Zawieszenie faktycznie trochę hałasowało, ale w końcu samochód nie był nowy. Do tego nasze drogi są jak powierzchnia wulkanu – żaden pojazd za nimi nie przepada. V40 prowadziło się jednak całkiem nieźle. Nie ściągało na żadną stronę, płynnie przyspieszało i dobrze hamowało, kupujący był zadowolony. Oględziny auta można było uznać za zakończone, czas dobić targu. I tu pojawiły się pierwsze schody…

Co sprawdzić w aucie przed zakupem?  Dokumenty!

Po przyjrzeniu się bliżej dokumentacji okazało się, że sprzedający niechętnie dopełniał wszystkich obowiązków, które narzuca posiadanie samochodu. Przegląd Volvo właśnie się skończył. A jakby tego było mało – ubezpieczenie też… Kupujący stwierdził jednak, że wszystko załatwi na drugi dzień – 2 dni opóźnienia to jeszcze nie tak dużo. Panowie przystąpili do podpisywania umowy, aż tu nagle pojawił się kolejny zgrzyt w dokumentacji.

To ciekawe, ale samochód nie był zarejestrowany na osobę, która go sprzedawała. Właścicielem Volvo był jej ojciec. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden, drobny szczegół – właściciel nie żył. Zresztą już od dłuższego czasu, bo około 3 lat… O co tutaj chodzi? Sprzedający po prostu opłacał składki na ubezpieczenie, bo nie zgłosił zmiany. Dokumenty udało się jednak wypełnić i kupujący wrócił do domu około 50 km.

Na drugi dzień nowy właściciel postanowił dopełnić formalności, które zostały zaniedbane. Ubezpieczył auto i pojechał na stację serwisową. W dowodzie pojawiła się pieczątka, a diagnostyka samochodu przeszła pomyślnie – rzeczoznawca motoryzacyjny nie miał większych uwag do stanu V40. Wszystko wskazywało na to, że zakup naprawdę się udał.

Fatum

W ciągu tygodnia kupujący przejechał Volvo około 100 km, czyli niewiele - był dość mocno zapracowany. W końcu doczekał się jednak urlopu i mógł wrócić w rodzinne strony. 250-kilometrowy odcinek też okazał się całkiem przyjemny, a auto wygodne. Ze względu na większą ilość czasu postanowił przy okazji uporać się z hałasującym zawieszeniem u znajomego mechanika.

Następnego dnia rano odpalił samochód i nim zdążył się rozpędzić do serwisu, stracił moc. Ledwo dotarł do warsztatu i powiedział o problemie pracownikowi. Ekspert samochodowy uspokoił Pana Dariusza – stwierdził, że to pewnie wypalona uszczelka i zabrał się za mierzenie kompresji jednostki napędowej.

Mechanik zdjął osłonę silnika i zaczął odkręcać cewkę, by dostać się do cylindra, aż tu nagle ku jego zdziwieniu w ręku została mu zarówno cewka jak i świeca, mimo że nie zdążył jej nawet dobrze wykręcić… Co się stało? Okazało się, że ktoś wcześniej zerwał gwint w głowicy. A że postanowił ułatwić sobie życie, to świecę… przykleił! Mało tego – gdy klej zastygł i naprawa została wykonana na „najwyższym” poziomie, to jeszcze dobrał cewkę z zupełnie innego silnika – Volvo Pana Dariusza miało pod maską jednostkę 1.8, a cewka pochodziła z wersji 1.6… Polak potrafi? Jak chce, to najwyraźniej tak.

Kupujący postanowił zadzwonić do sprzedającego i opowiedzieć mu o ukrytej wadzie. Ten drugi jednak specjalnie się nie przejął. Stwierdził, że ani nie odda pieniędzy, ani nie odstąpi od umowy, a Pan Dariusz mógł sam przykleić świecę i żądać zwrotu gotówki.

Kupujący rozłożył ręce i zdecydował się na naprawę samochodu. Ręce mu jednak opadły, gdy okazało się, że koszt remontu jednostki napędowej będzie wyższy, niż drugi silnik. Zakupił więc używany silnik z mniejszym przebiegiem i zamontował go w aucie. Przy okazji wyszło jeszcze kilka nieścisłości – auto chyba już tradycyjnie było powypadkowe, a ponadto wymieniono w nim jakiś czas temu z niewiadomych przyczyn całą skrzynię biegów. Sprzedający nic na ten temat nie mówił.

Usterka dała o sobie znać zaledwie 1,5 tygodnia od momentu zakupu. Sprawa trafiła do sądu, bo sprzedający czuje się bezkarny. Ta sytuacja tylko udowadnia, że dokładne, przedzakupowe sprawdzenie auta jest jeszcze ważniejsze w starszych egzemplarzach, bo handlarze zrobią wszystko, by sprzedać pojazd i zarobić. Nawet kosztem zdrowia innych ludzi, a to chyba przeraża najbardziej. Pytanie tylko, czy kupujący mają szansę wygrać w takich przypadkach i odzyskać pieniądze?

 źródło: Autotesto.pl

Zobacz podobne artykuły:

 Volvo w raportach historii pojazdu
kalendarz 23/01 2024

Volvo w raportach historii pojazdu

Używane

2024.01.23

Marka Volvo kojarzy się w Polsce z bezpieczeństwem, kulturalnym zachowaniem na drodze i poszanowaniem środowiska.
Elektryczny następca Volvo S90
kalendarz 04/01 2024

Elektryczny następca Volvo S90

Wiadomości / News

2024.01.04

Nowy model wszedł już do fazy przedprodukcyjnej i może zadebiutować w tym roku.
Volvo wycofuje sedany i kombi z Wielkiej Brytanii
kalendarz 03/10 2023

Volvo wycofuje sedany i kombi z Wielkiej Brytanii

Wiadomości / News

2023.10.03

W salonach marki pozostaną tylko SUV-y.
Najnowsze artykuły:
 52. Rajd Świdnicki - powroty i niespodzianki

52. Rajd Świdnicki - powroty i niespodzianki

Wiadomości / Moto sport

2024.04.17

77 załóg, w tym 26 w rajdówkach sprzed lat, zadeklarowało start w 52. edycji Rajdu Świdnickiego.
Alfa Romeo – kontrowersje wokół nazwy

Alfa Romeo – kontrowersje wokół nazwy

Wiadomości / News

2024.04.16

Alfa ugięła się pod naciskiem włoskiego rządu i zmieniła nazwę nowego modelu.
 Najgorsze "silniki roku" w autach używanych

Najgorsze "silniki roku" w autach używanych

Warsztat / Porady

2024.04.16

Konkurs International Engine of the Year po latach okiem mechaników.